motto:

"Tutaj wszystko pochodzi z wnętrza. Musi się zacząć głęboko w środku, a potem rozrastać się i rozrastać. Wtedy naprawdę zachodzą zmiany."

David Lynch "W Pogoni Za Wielką Rybą"

niedziela, 10 kwietnia 2016

Gorąca, pulsująca czerwień

Rozpacz w pensjonacie. Podobno Sabina miała wypadek. Oczywiście, oficjalnie się o tym nie mówi. Wielka tajemnica. Jak zwykle. Nie mam nawet szans okazać wsparcia, choć współczuję. Fakt, pani Maria nie jest bohaterką mojej bajki, lecz, mimo to, mogę sobie wyobrazić cierpienie matki drżącej o życie swojego dziecka. Nie mówiąc o tym, że jej szalona córeczka, z niewiadomych przyczyn wydaje mi się jakoś... bliska.
Nawet Andżela nie jest specjalnie skłonna do zwierzeń. Wynika to, nie tyle z braku zaufania, co nadmiaru uczuć.
- Podobno miała nawet śmierć kliniczną – wyjaśniła mi zdławionym szeptem.
Broda Andżeli drżała, a usta ułożyły się w charakterystyczny grymas. Widać było, że próbuje stłumić płacz.
- Ale... - mówiła z trudem - nie martw się. Wszystko będzie dobrze. Zobaczysz. Biedne dziecko – Andżela przytuliła mnie mocno, a może raczej... przytuliła się do mnie.
Tak zastała nas Nika. W jej spojrzeniu zdawały się kryć dwie sprzeczne emocje. Zaskoczenie i... jakaś dziwna... pewność. Jakby to, co ujrzała stanowiło kolejne potwierdzenie jej przeczuć.
- Przepraszam! – Andżela rozpłakała się w głos i wybiegła z pokoju. Zza drzwi słychać było, jak powtarza: „Biedne dziecko! Biedne dziecko!”
- Wiedziałam - Nika pokręciła głową – po prostu... wiedziałam.
- Co niby znowu wiedziałaś?! Nic nie wiedziałaś! Zawsze niby wszystko wiesz! – ogarnęła mnie irytacja. –  A chodzi o to, że... Andżela... ona... po prostu... potrzebowała pocieszenia.
Twarz Niki przybrała wzgardliwy wyraz.
- Mówiąc „wiedziałam” miałam na myśli ten wypadek – wyjaśniła zimno. - Miałam sen...
- Tiaaa... zawsze masz jakiś sen.
- Sen, który wszystko zapowiadał – ciągnęła niezrażona, a w jej głosie zabrzmiała nieznana mi nuta... jakaś zimna wściekłość i desperacja. - Śniło mi się, że moje serce całkiem zamarzło. Było jak lód – Nika patrzyła na mnie wyzywająco, jakby opowiadając sen, chciała powiedzieć coś zupełnie innego -  niezdolne do najmniejszego nawet poruszenia. Dopóki nie przyszła do mnie istota, która wyprowadziła moje puste żyły na zewnątrz. Wyrastały z moich z moich przegubów i nadgarstków niczym gałęzie błękitnego drzewa spragnionego świata...
- Chyba światła?
- Świata! – zdenerwowała się Nika. - Powiedziałam świata! - zamilkła na chwilę i dokończyła z wymuszonym spokojem:
- I czerpały zeń gorącą pulsującą czerwień.
- To niby taka metafora przetaczania krwi?
- Kurwa! Słuchasz mnie, czy nie? - wrzasnęła Nika.
Zatkało mnie. Nigdy wcześniej nie używała wulgaryzmów. Nie krzyczała. I jeszcze nigdy nie była aż tak wściekła.
- Jak mówię, że czerwień to czerwień!
- Przepraszam...
- Nie wiesz co to jest czerwień, kurwa mać?! Niby uwielbiasz czerwień, a nie wiesz, co to oznacza?!
Nika zamilkła, jakby zaskoczona własnym wybuchem. Wreszcie ukryła twarz w dłoniach. Przez chwilę tak siedziała próbując opanować wewnętrzne i zewnętrzne drżenie. 
Podniosła głowę i spojrzała na mnie jakby z wielkiej odległości.
- Aż wreszcie lód w sercu się rozpuścił i moje serce też zaczęło pulsować. Emanując ciepło. Ciepło, które wypełniło całe moje ciało.

Nazajutrz kolekcja „skarbów” w szufladzie sekretarzyka wzbogaciła się o jeszcze jeden rekwizyt – tak zwany dren medyczny, czyli, łopatologicznie mówiąc, rurkę do kroplówki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz