Nawet Andżela nie jest specjalnie skłonna do zwierzeń. Wynika to, nie tyle z braku zaufania, co nadmiaru uczuć.
- Podobno miała nawet śmierć kliniczną – wyjaśniła mi zdławionym szeptem.
Broda Andżeli drżała, a usta ułożyły się w charakterystyczny grymas. Widać było, że próbuje stłumić płacz.
- Ale... - mówiła z trudem - nie martw się. Wszystko będzie dobrze. Zobaczysz. Biedne dziecko – Andżela przytuliła mnie mocno, a może raczej... przytuliła się do mnie.
Tak zastała nas Nika. W jej spojrzeniu zdawały się kryć dwie sprzeczne emocje. Zaskoczenie i... jakaś dziwna... pewność. Jakby to, co ujrzała stanowiło kolejne potwierdzenie jej przeczuć.
- Przepraszam! – Andżela rozpłakała się w głos i wybiegła z pokoju. Zza drzwi słychać było, jak powtarza: „Biedne dziecko! Biedne dziecko!”
- Wiedziałam - Nika pokręciła głową – po prostu... wiedziałam.
- Co niby znowu wiedziałaś?! Nic nie wiedziałaś! Zawsze niby wszystko wiesz! – ogarnęła mnie irytacja. – A chodzi o to, że... Andżela... ona... po prostu... potrzebowała pocieszenia.
Twarz Niki przybrała wzgardliwy wyraz.
- Mówiąc „wiedziałam” miałam na myśli ten wypadek – wyjaśniła zimno. - Miałam sen...
- Tiaaa... zawsze masz jakiś sen.
- Sen, który wszystko zapowiadał – ciągnęła niezrażona, a w jej głosie zabrzmiała nieznana mi nuta... jakaś zimna wściekłość i desperacja. - Śniło mi się, że moje serce całkiem zamarzło. Było jak lód – Nika patrzyła na mnie wyzywająco, jakby opowiadając sen, chciała powiedzieć coś zupełnie innego - niezdolne do najmniejszego nawet poruszenia. Dopóki nie przyszła do mnie istota, która wyprowadziła moje puste żyły na zewnątrz. Wyrastały z moich z moich przegubów i nadgarstków niczym gałęzie błękitnego drzewa spragnionego świata...
- Chyba światła?
- Świata! – zdenerwowała się Nika. - Powiedziałam świata! - zamilkła na chwilę i dokończyła z wymuszonym spokojem:
- I czerpały zeń gorącą pulsującą czerwień.
- To niby taka metafora przetaczania krwi?
- Kurwa! Słuchasz mnie, czy nie? - wrzasnęła Nika.
Zatkało mnie. Nigdy wcześniej nie używała wulgaryzmów. Nie krzyczała. I jeszcze nigdy nie była aż tak wściekła.
- Jak mówię, że czerwień to czerwień!
- Przepraszam...
- Nie wiesz co to jest czerwień, kurwa mać?! Niby uwielbiasz czerwień, a nie wiesz, co to oznacza?!
Nika zamilkła, jakby zaskoczona własnym wybuchem. Wreszcie ukryła twarz w dłoniach. Przez chwilę tak siedziała próbując opanować wewnętrzne i zewnętrzne drżenie.
Podniosła głowę i spojrzała na mnie jakby z wielkiej odległości.
- Aż wreszcie lód w sercu się rozpuścił i moje serce też zaczęło pulsować. Emanując ciepło. Ciepło, które wypełniło całe moje ciało.
Nazajutrz kolekcja „skarbów” w szufladzie sekretarzyka wzbogaciła się o jeszcze jeden rekwizyt – tak zwany dren medyczny, czyli, łopatologicznie mówiąc, rurkę do kroplówki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz