motto:

"Tutaj wszystko pochodzi z wnętrza. Musi się zacząć głęboko w środku, a potem rozrastać się i rozrastać. Wtedy naprawdę zachodzą zmiany."

David Lynch "W Pogoni Za Wielką Rybą"

sobota, 16 kwietnia 2016

Co było pierwsze grzech, czy poczucie winy, czyli... zbrodnicza kaczuszka

I znów o poczuciu winy.
I znów na scenie pojawia się Dominika Sanders.
Powstrzymam się od komentarzy. Po prostu przytoczę tekst, który przyniosła mi dzisiaj Nika. Jest to artykuł na temat wspomnianej już w tym dzienniku powieści, zdobyty (jak to zwykle z moją wspólniczką bywa) w dość osobliwych okolicznościach. Tym razem Nika otrzymała go wprost z rąk pewnej księżniczki zaklętej przez jakąś wiedźmę w panią Krysię z mięsnego. Otóż owa Królewna z Nadąsaną Miną (ta mina tylko po to, by nikt nie miał wątpliwości, kim ma do czynienia), wyczekująca za ladą pełną ochłapów na Księcia-Wyzwoliciela, zapakowała wołowinę dla Cerbera (trzeba Nice przyznać, że dba o pieska) w kawałek gazety. Tyle że to była taka, można by rzec, Zaklęta Gazeta. Niewtajemniczeni widzieli w niej wyłącznie skrawek zatłuszczonej makulatury – tu ujawnia się ładna analogia z powierzchownością pani pani Krysi, która na co dzień, zamiast należnej jej korony, nosi biały czepek (żeby jej królewskie blond loczki nie wpadały w mielone wieprzowo-wołowe) - dla mnie jednak ten skrawek zadrukowanego papieru, prócz tłustych plam, zawierał... klucz do tajemnicy. Zresztą sami przeczytajcie.

Dwa Spotkania z Diabłem
czyli analiza wczesnej twórczości Dominiki Sanders
  
„Dwa Spotkania z Diabłem'' to książka o szczególnym znaczeniu. Podobno Dominika Sanders wpadła na pomysł założenia Teatru Zbrodni podczas jej pisania. Powieść doczekała się licznych opracowań, które łatwiej dziś zdobyć niż samą książkę, praktycznie niedostępną na rynku. Dlatego tak ważne wydaje się choćby skrótowe przytoczenie jej treści.
Główna bohaterka - Sylwia, analizując dotychczasowe życie uświadamia sobie, że uczuciem, które zawsze w nim dominowało jest poczucie winy.
Sylwia racjonalizuje je na różne sposoby szukając zależności między skłonnością do ulegania tej emocji, a swoimi doświadczeniami, kontaktami z otoczeniem, upodobaniem do pewnych lektur (Kafka, Dostojewski), odwołuje się do wspomnień z dzieciństwa i napisanych w przeszłości wierszy interpretowanych teraz na nowo. Chaotyczna z pozoru kompozycja (luźne notatki i wiersze pochodzące z różnych okresów życia) konsekwentnie prowadzi do końcowego wniosku będącego swego rodzaju filozofią poczucia winy.
Jednym z najwcześniejszych wspomnień Sylwii jest wspomnienie pierwszego kłamstwa: ,,Miałam ze cztery lata (...) Po dłuższej chorobie po raz pierwszy wyszłam na podwórko (...) Zabrałam ze sobą żółtą kaczuszkę. Bawiłam się, że moja kaczuszka przeskakuje z róży na różę. Wtem, jeden z kwiatów, bardziej wiotki, a może nieco nadłamany, spadł. Przeraziłam się, wszak kwiatów z klombów zrywać nie wolno (...) ze wszystkich stron, zza krzewów, szyb, chmur, zza samochodów, z nieba i ziemi... patrzyły na mnie srogie oczy dozorcy (...) Jak bomba wpadłam do domu, już z daleka wołając: ,Mamo, mamo! Jakieś niedobre dziecko zerwało różę!' - a przecież nie chciałam oszukać kochanej mamusi, tylko zyskać alibi wobec dozorcy. (...) Od tamtej chwili wyrzuty sumienia nie dawały mi spokoju. Dręczyło mnie pytanie: czy kłamstwo jest grzechem?''
Sylwia wychowała się w rodzinie katolicko-ateistycznej. Z jednej strony od dzieciństwa uczono ją, że należy modlić się, chodzić do kościoła i kochać Bozię (robiła to głównie babcia), z drugiej kontakt z kościołem został ograniczony ze względu na światopogląd ojca. Tak wykształcił się konflikt pomiędzy lojalnością wobec rodziców i lojalnością wobec własnych przekonań („Jeśli nie grzeszysz wobec najbliższych, grzeszysz przeciw własnej drodze.”).
Ze względu na zainwestowany w walkę o prawo do religijności wysiłek emocjonalny, Sylwia wyjątkowo mocno angażuje się w religijne praktyki. Któregoś wieczoru, podczas samotnej modlitwy, ukazują się jej ociekające krwią plecy Jezusa Chrystusa. Sylwia uświadamia sobie, że każde, nawet najmniejsze przewinienie, to jeszcze jeden krwawy znak na chrystusowych plecach. Jest wstrząśnięta. Współczucie i podziw miesza się z przerażeniem, że jest przyczyną tak wielkich cierpień. W późniejszym okresie obraz ten będzie ją wielokrotnie prześladował i zrośnie się z zatroskanym obliczem matki, cierpiącej za nią, rozpaczającej z powodu jej niepowodzeń i grzechów - potęgując w Sylwii ból, wyrzuty sumienia i pragnienie ucieczki. To właśnie wtedy zrodzi się bunt przeciwko światu, w którym nie można cierpieć na własny rachunek. Jednocześnie Sylwia utwierdza się w przekonaniu, że miłość i wolność są wartościami nie do pogodzenia.
Mimo to związuje się z pewnym młodym człowiekiem, do czego, jak twierdzi, również popchnęło ją poczucie winy. Wkrótce jednak odchodzi od niego oskarżając o nadmierne ograniczanie jej niezależności. Zaczyna w jakimś autodestrukcyjnym zaślepieniu występować przeciw wartościom, które są dla niej ważne. Pije, łyka prochy, sypia z różnymi, jak to sama określa, ,,beznadziejnymi facetami''. Jednocześnie własne postępowanie wpędza ją w przygnębienie, by nie powiedzieć, głęboką depresję. Sylwia czuje niesmak wobec samej siebie. Z kolei stopniowa utrata szacunku do własnej osoby popycha ją do coraz to nowych ''wyczynów''.
Bohaterka miota się między wyrzutami sumienia, niemą troską w spojrzeniu matki i przekonaniem, że jej poczucie winy jest niewspółmierne w stosunku do popełnionych przez nią grzechów. Wydają się one banalne i niemal śmieszne w porównaniu z tym, co widzi wokół siebie na co dzień. Zaczyna więc szukać innych, niezwiązanych z aktualnym postępowaniem przyczyn poczucia winy. Usiłuje wygrzebać z podświadomości jakieś przestępstwo, o którym już zapomniała: „a może zdarzyło się to w jakimś innym, wcześniejszym życiu”. Analizuje swoje dzieciństwo.
Rozgrzebywanie dawnych uraz doprowadza ją do jeszcze gorszego stanu psychicznego. Przez kilka tygodni trwa w bezruchu i apatii, z której zaczyna powoli wychodzić konstruując jednocześnie pierwszą (nazwijmy ją optymistyczną) wersję „teorii poczucia winy”.
„To prawda, chciałam być zepsuta (...) zepsuta przynajmniej tak jak one. Patrzyłam na nie i myślałam - one już mogą mówić o normach i przyzwoitości, bo już zaznały zepsucia i zazdrościłam im (...) moje grzeszki były tak banalne, tak niepozorne (...) wstydziłam się ich i brnęłam dalej, żeby jakoś swoje poczucie winy uzasadnić (...) ale poczucie winy było zanim to wszystko nastąpiło (...) to właśnie ono sprawiło, że przypadkowe strącenie kwiatu róży uznałam za przestępstwo i w konsekwencji popchnęło mnie do kłamstwa (…). Nie wiem, czy człowiek rodzi się naznaczony grzechem, wiem jednak, że bardzo wcześnie zostaje obciążony poczuciem winy (...) A może to świadomość grzechu pierworodnego popycha człowieka do zła (...) jednak poczucie winy było we mnie zanim jeszcze usłyszałam o grzechu pierworodnym.”
Nasza bohaterka dochodzi do wniosku, że poczucie winy jest pierwotne wobec grzechu. Nie tylko go poprzedza, jest również jego przyczyną. Religie zaś, według Sylwii, stanowią formę racjonalizacji poczucia winy, odwracają porządek rzeczy i, utrzymując, że to grzech wywołuje poczucie winy, a nie na odwrót, wprowadzają zamęt w ludzkie umysły. Z jednej strony narzucają grzech podsycając wyrzuty sumienia i częstokroć na nich żerując, z drugiej poprzez system nakazów i zakazów zabraniają go.
Człowiek, by uzasadnić wyrzuty sumienia, zaczyna różne swoje zachowania nazywać grzesznymi. Zaczyna też wypełniać grzechami poczucie winy, które jednak wydaje się workiem bez dna, ponieważ rośnie wprost proporcjonalnie do gromadzenia się grzechów i zwiększania ich ciężaru gatunkowego. Można powiedzieć, że wina nigdy nie może dogonić poczucia winy, które staje się siłą napędową ludzkich działań, motorem zbrodni.
Wystarczy wspomnieć Marię Magdalenę ze znanego wiersza Dominiki Sanders ,,całą w poczuciu winy / jak w zbyt luźnych szatach / do których nigdy nie umiała dorosnąć.”
Tak więc poczucie winy prowokuje zbrodnię, która sprawia, że poczucie ono rośnie, co z kolei jest powodem następnej zbrodni i tak w nieskończoność.
Czy nie ma wyjścia z tego zaklętego koła?
Sylwia twierdzi, że jest, a upatruje go w doświadczeniu upadku, niezależnie od tego, co to dla kogo oznacza: ,,Każdy ma swoje dno na innym poziomie.''.
W chwili, gdy następuje przesyt wyrzutów sumienia, pojawia się akceptacja poczucia winy jako czegoś niewspółmiernego i nieuzasadnionego. Człowiek uwalnia się od przymusu racjonalizowania go i uzasadniania swoim postępowaniem. Jest to naturalna reakcja na nadmierne cierpienie.
Doszedłszy do tych konstruktywnych wniosków Sylwia odzyskuje wiarę, że jest zdolna do pozytywnych uczuć i normalnej egzystencji. Pragnie podzielić się swoim doświadczeniem. Zgodnie z zasadą, że „nie ma tego złego, co by na dobry wiersz nie wyszło” dużo pisze. Jednym z efektów jest tytułowy wiersz.
W ramach nowego życia związuje się z Andrzejem i zaczyna prowadzić w miarę spokojny i ustabilizowany tryb życia. Po dwóch latach sielanki okazuje się, że jest w ciąży. Obydwoje bardzo się z tego cieszą. Wkrótce jednak nasza bohaterka nieoczekiwanie i bez słowa wyjaśnienia odchodzi, usuwa ciążę, choć zawsze było to sprzeczne z jej zasadami i znów pogrąża się w rozpaczy i wyrzutach sumienia.
Dlaczego? Miliony kobiet na świecie dokonuje aborcji i porzuca swoich partnerów nie robiąc z tego tragedii. Dlaczego więc ona tak to przeżywa i dlaczego znów zrobiła coś, czego wcale nie chciała zrobić. Sylwia przegląda swoje dawne notatki, analizuje przeszłość i planuje prawdziwie wielką zbrodnię, która raz na zawsze uwolni ją od poczucia winy.
Dominika Sanders nie podsunęła swojej bohaterce rozwiązania, na które wpadła podczas pisania powieści. Zachowuje je dla siebie, a właściwie dla Teatru Zbrodni, który założyła wkrótce po napisaniu powieści.


I to wszystko. Jeszcze tylko cytowany już tutaj wiersz ''Dwa Spotkania z Diabłem...'' (w charakterze motta). Ani słowa o tym, czym właściwie jest Teatr Zbrodni. Mimo to mam przeświadczenie, graniczące z pewnością, że ma on związek z dokonaną w X zbrodnią.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz