motto:

"Tutaj wszystko pochodzi z wnętrza. Musi się zacząć głęboko w środku, a potem rozrastać się i rozrastać. Wtedy naprawdę zachodzą zmiany."

David Lynch "W Pogoni Za Wielką Rybą"

czwartek, 18 lutego 2016

Uwolnić bestię


- Puk! Puk!
- Kto tam?
- To ja.
- Jaka znowu ja?
- Andżela. Można?
- Aaa... Andżela. Jasne, że można!
- Pracujesz? - bardziej stwierdziła niż spytała, patrząc na rozłożone przede mną papiery i przycupnęła na skrawku „szpitalnego” łóżka. Na fotelu również piętrzyły się dokumenty.
- Myślałam, że detektyw to ciekawszy zawód. No wiesz, niesamowite wydarzenia, przygody, dreszczyk emocji... A ty bez obrazy siedzisz w papierzyskach, jak moja ciotka-księgowa.
- Cóż...
Andżela zamilkła. Przez kilka chwil udawała, że nie dostrzega mojego pytającego spojrzenia.
- Wciąż mnie to męczy... – wykrztusiła wreszcie spuszczając wzrok – dlatego musiałam wreszcie... chodzi o dzień twojego przyjazdu...
- Tak?
- Mówiłam ci już, że to Sabina przybłąkała Cerbera. Tu już ze dwa lata będzie. Najpierw wszystko było ok, ale jak Sabina wyjechała... No wiesz, to fajny pies, ale pani Marysia nie ma do niego podejścia.
- Fakt. Nazwać „bestię” Kajusiem... Symptomatyczne.
Moja naiwna gospodyni uważa zapewne, że przy pomocy imienia odczaruje prawdziwą naturę Cerbera.
- Sympatyczne? Dlaczego sympatyczne? - zdziwiła się Andżela.
- Sympto... Zresztą nic... Mów dalej.
- No więc... kiedy wyjechała Sabina, pani Maria zamknęła go w kojcu. To takie jakby podwóreczko, na końcu ogrodu. Z przejściem do garażu, zamiast budy. Tylko jak Sabina przyjeżdżała, wychodził.
Teraz przynajmniej wiem do czego służy (a raczej służyła) ogrodzona (kolczastym drutem!!!) przestrzeń w tylnej części podwórka ukryta za gęstym żywopłotem z krzewów mirabelek. Pies co prawda miejsca miał wystarczająco (kojec jest naprawdę duży), lecz z pewnością brakowało mu towarzystwa. Stąd zapewne problemy z socjalizacją i agresja. Nie wiem, co by się z nim stało, gdyby nie rzadkie bo rzadkie, ale lepsze to niż nic, odwiedziny Sabiny. I dobre serce Andżeli.
- Żeby nie odstraszał gości, no bo już wiesz... - wyjaśniła Andżela.
- Jakich gości?
- Normalnych. Takich co tu przyjeżdżają... No ty. Tamta artystka. I w ogóle...
- Dobra. Nieważne.
- W każdym razie... Wtedy jakoś wymsknął. Wymsknął się, no mówię ci. Akurat dziwnym trafem w dzień twojego przyjazdu.
- Wymsknął?
- No właśnie! Cholera wie jak?! Jakby go ktoś wypuścił czy co?
- Daj spokój Andżela, może furtka była niedomknięta.
- Eee... tam. Cerber, zdolna bestia, nauczył się furtkę otwierać. Klamką! Nie każdy byle kundel tak ma. Więc go zamykałyśmy na skobelek. A już szczególnie, jak ktoś miał przyjechać. Bo, nie mówiłam ci o tym, takiego jednego inkasenta, to omal nie zagryzł.
Nastąpiła chwila nerwowego milczenia (o ile milczenie może być nerwowe).
- Boję się – Andżela  zbladła – że to specjalnie. Że ktoś się tu zakradł i... no wiesz? Żeby przeszkodzić ci w śledztwie. Dlatego uprosiłam panią Marysię, że skoro do ciebie Cerber nie startuje, to żeby go zostawić na podwórku. Wtedy – Andżela ściszyła głos – będzie mógł cię pilnować.

Następna godzina (a może dwie) upłynęły mi na przekonywaniu Andżeli (za pomocą wszelkich znanych mi werbalnych i nie werbalnych sposobów), że nie ma powodu do niepokoju, że to spiskowa teoria dziejów, przypadek itp. itd. Chyba się udało. Andżela opuściła mój pokój w kwitnącym nastroju.
We mnie jednak, nie ukrywam, pozostał cień wątpliwości, jakiś niepokój.
Chyba zaczynam wpadać w paranoję!

P.S. Jedyna z tego korzyść, że udało się he, he... uwolnić Bestię!!!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz