Czy X w ogóle się nie zmienia?
Dyskomfort potęguje fakt, że mimo powszechnego entuzjazmu dla mojej „sławnej” i jakże „wspaniałej” osoby, dosłownie cudem (chyba tylko dzięki doświadczeniu w „ciąganiu za języki”) udało mi się ustalić, po co właściwie mnie do X wezwano. A i to bardzo oględnie.
Zrobiło to na mnie dość nieprzyjemne wrażenie, bo po cholerę mnie ściągają, skoro nie chcą powiedzieć o co chodzi?! Że niby, jak wyjaśniła jedna z kumoszek, po co zaczynać pobyt od przykrych spraw.
- Najpierw trzeba troszku odpocząć, rozgościć się, sił nabrać, nacieszyć się miejscami dzieciństwa...
No ale, jakby nie patrzeć, właśnie dla tej przykrej sprawy tu jestem! Nie da się więc jej pominąć.
Swoją drogą, trzeba przyznać, sprawa jest naprawdę ponura. Niestety, na razie, z uwagi na dobro śledztwa, nie mogę zdradzić o co chodzi.
No ale czas na kwaterę! Rozgościć się, jak powiedziała kumoszka, której za cholerę nie mogę odnaleźć w swoich wspomnieniach, choć ona zna każdy nieomal szczegół mojego dzieciństwa.
Ulokowano mnie w pensjonacie pod osobliwym "tytułem" Tawerna Bezpieczna Przystań. A gdzieżby indziej, skoro to jedyne tego typu lokum w miasteczku. Swoją drogą, zachodzę w głowę, kto wymyślił tę nazwę, skoro w X nigdy nie było żadnego akwenu. Nie licząc kilku przydomowych oczek wodnych, po których można puszczać co najwyżej papierowe żaglówki. A jeszcze bardziej dziwi mnie to, że dawniej w ogóle mnie ta nazwa nie dziwiła. Ten dość ekscentryczny przybytek (do dziś zachodzę w głowę, kto wpadł na idiotyczny pomysł, że do X będą przyjeżdżać turyści) słabo zachował się w mojej pamięci. Nic w tym dziwnego – pensjonaty zapamiętają zatrzymujący się w nich goście, nie autochtoni, którzy nocują przecież we własnych domach. Pamiętam tylko tyle, że prowadziła go... pani Marta? Maria? Tak. Maria. Miała, zdaje się, córeczkę. Dziś pewnie już dorosłą. Ciekawe co u niej? To znaczy u tej córeczki. Pani Maria niespecjalnie mnie interesuje.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz