motto:

"Tutaj wszystko pochodzi z wnętrza. Musi się zacząć głęboko w środku, a potem rozrastać się i rozrastać. Wtedy naprawdę zachodzą zmiany."

David Lynch "W Pogoni Za Wielką Rybą"

środa, 10 lutego 2016

Listonosz


Uff... po takiej nocy trudno zabrać się do roboty, najbardziej nawet ekscytującej. A jednak z samego rana, około godziny dwunastej (niektórzy twierdzą, że to południe) udało mi się zasiąść w fotelu z filiżanką czarnej kawy w jednej i plikiem dokumentów w drugiej ręce.
I właśnie wtedy ktoś zadzwonił do drzwi.
Listonosz.
Dziwne, bo to nie był polecony. Zwykła przesyłka, którą można po prostu wrzucić do skrzynki. Tyle, że wysłana priorytetem.
Listonosz, dziwny gość z nienaturalnie pociągłą (jak na obrazach Modiglianiego), czerwoną twarzą i sznytami na nadgarstku podał mi kopertę, a potem przez kilka chwil stał i patrzył na mnie w milczeniu. Aż zrobiło mi się nieswojo. Wreszcie westchnął, spojrzał na swoje niedoczyszczone buty, potem znów na mnie i wyszeptał:
- Taka delikatna twarz, można by rzec... buzia.
Po czym odwrócił się i wyszedł bez pożegnania.
Nie wiem czemu, kompletnie wytrąciło mnie to z równowagi.
List okazał się równie dziwny, jak sposób, w który go dostarczono. Bez nazwisk. Bez adresu zwrotnego. Na kopercie stempel poczty mojego rodzinnego miasteczka, a w środku tylko dwa słowa: „Pomóż!”, podpisano „Mieszkańcy”.
Dlaczego zawsze, gdy dzieje się coś ważnego, spotykają mnie tak paranoiczne sytuacje?!
Pierdolę to!
Pierdolę listy z rodzinnego miasteczka!

P.S. Nie udało mi się znaleźć reprodukcji Modiglianiego, która dobrze by oddawała wygląd "mojego" listonosza. Publikuję więc portret Jeana Cocteau, (artysty, który zwykł mawiać o sobie "Jestem kłamstwem, które zawsze mówi prawdę" - nie wiem czemu mi się to przypomniało), ponieważ najlepiej ukazuje spojrzenie, którym mnie obdarzył (tzn. listonosz, a nie Cocteau).  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz