motto:

"Tutaj wszystko pochodzi z wnętrza. Musi się zacząć głęboko w środku, a potem rozrastać się i rozrastać. Wtedy naprawdę zachodzą zmiany."

David Lynch "W Pogoni Za Wielką Rybą"

piątek, 12 lutego 2016

Cerber o niebieskim oku

- Kajtuś!!!
- Cerber!!!
Bestia dwojga imion (z pewnością Cerber bardziej adekwatne) stała przede mną wydobywając z głębi trzewi złowrogi pomruk, a dwie kobiety (młoda i stara) przekrzykiwały się, próbując odciągnąć ode mnie potwora, który stanowił jakąś osobliwą mieszankę psich ras. Z pewnością miał w sobie geny któregoś z wielkich molosów - świadczyła o tym imponująca postura. Wśród przodków musiał się też zaplątać husky – wskazywała na to jakaś trudna do opisania wilkowatość w wyglądzie i dwukolorowe oczy – jedno brązowe, drugie niebieskie, co nadawało potężnej paszczy niepokojący wygląd i zdawało się przewrotnie korespondować z dwoistością imion. Jakby na każde imię przypadał inny kolor oka. Ciekawe tylko, który kolor był dla Cerbera, a który dla Kajtusia?
A jednak coś się X zmienia. Za moich czasów nie mieszkały tu żadne bestie.
- Kajtuś pieseczku! Zostaw gościa!!! – ryczała starsza, czyli pani Maria.
- Do mnie!!! - wołała Andżela (nie, nie była córka gospodyni, tylko dziewczyna, która pomaga pani Marii prowadzić pensjonat, całkiem ładna, nawiasem mówiąc). - Cerber! Do nogi!!!
Fraza ta obudziła w pani Marii niezrozumiałą agresję, jakby słowo „Cerber” uruchomiło w niej jakiś tajemniczy mechanizm.
- Tyle razy prosiłam... Wiesz, że nienawidzę tego imienia! - wydarła na Andżelę, aż jej twarz zrobiła się purpurowa i błyszcząca.
- Ale on... inaczej... nie reaguje – tłumaczyła się dziewczyna.
Fakt, ilekroć padało imię Cerber, pies, kontrolując mnie kątem oka, zezował w stronę Andżeli. Imię „Kajtuś” zlewał koncertowo.
Panie skupiły się na kłótni zostawiając mnie (i psa) w spokoju, a raczej w niepokoju, bo różne rzeczy można było o Kajtusiu-Cerberze powiedzieć tylko nie to, że był spokojny.
Szczęśliwie, moje psie śledztwo zmusiło mnie do dość szczegółowego zapoznania się z literaturą dotyczącą języka i zachowań psów oraz zasięgnięcia kilku porad u czołowego psiego behawiorysty. Pierwszy raz jednak dane mi było wypróbować tę wiedzę w praktyce i... uff... zadziałało!!!
Międzygatunkowy, ludzko-psi rozejm przypieczętowany został drobnym przekupstwem. Cóż, nie było innego wyjścia, jak podzielić się z Cerberem-Kajtusiem drugim śniadaniem. W ten oto dość banalny sposób bestia została obłaskawiana.
Kobiety zaskoczone nagłą ciszą, która zapadła w naszej (mojej i Cerbera) części podwórka przerwały kłótnię i z wyrazem bezbrzeżnego zdumienia patrzyły, jak potwór je mi z ręki.
- Ale numer! – wykrztusiła wreszcie Andżela i zaczęła się głośno śmiać. - Od początku wiedziałam! Pies zawsze wyczuje dobrego człowieka!
Pani Maria spojrzała na mnie krzywo, jakby zła, że udało mi się zakolegować z bestią.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz