Mijają kolejne dni intensywnej pracy (wolę ich nie liczyć). Zabrakło nawet czasu na wpisy na bloga. A ja wciąż nie mam punktu zaczepienia. List nie wyjaśnił zbyt wiele. Wciąż nie wiem kim jest Andrzej i wciąż, mimo pewnych poszlak, nie udało mi się ustalić danych nadawcy.
Odcisk z kojca wciąż niezidentyfikowany.
Równolegle badam kilka innych nie mniej mgławicowych tropów.
Co gorsza zaczynam tracić i tak mocno nadwątlony obiektywizm. A to przecież najważniejsze w mojej pracy. Wsiąkam w miasteczko. Snuję się samotnie po wąskich uliczkach. Gromadzę materiały. Sterta papierzysk na biurku rośnie, a ja wciąż nie mam się czego chwycić. Wszystkie poszlaki są niekonkretne jak strzępy najbardziej absurdalnych snów, a wszyscy podejrzani bez zarzutu? Właściwie to w ogóle nie ma poszlak. Ani podejrzanych. W X mieszkają wyłącznie nienaganni obywatele.
Nie licząc naturalnie Damiana. On jeden pasuje do roli zbrodniarza...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz