Skoro, jak twierdzi Nika, to nie Sanders porwała dziecko, po co się nią zajmujemy? Chwilami mam wrażenie, że to ona - Sanders, nie dziecko, jest obiektem naszych poszukiwań. Nika posunęła się do tego, by odbyć kolejną wizytę u Damiana, po to tylko, aby szczegółowo o nią wypytać. I to bynajmniej nie w kontekście porwania.
Damian, jak można było się spodziewać, nie za niewiele miał do powiedzenia. Nie przeszkodziło to Nice uznać wizyty za niezwykle udaną. Jak zwykle stwierdziła, że w sposób zasadniczy posunęła śledztwo do przodu.
Szkoda, że mogę podzielić jej opinii.
Jedyna informacja jaką udało nam się uzyskać, dotyczy tego, że Damian był (jest?) chory na jakąś tajemniczą chorobę.
- Powiedz nam coś o swojej siostrze - prosiła Nika
- A co? - dziwił się Damian
- Na przykład... dlaczego nie bawiłeś się z nikim innym?
- To było tak, że mama nie pozwalała mi bawić się z dziećmi, bo byłem chory. To była taka choroba, której w ogóle nie było widać i nie wiem na czym ona polegała, ale to chyba musiała być jakaś straszna choroba, bo mama nie chciała mi o niej nic opowiedzieć, pewnie z dobrego serca, jak to matka, żebym się nie wystraszył i żeby mnie pocieszyć mówiła, że to nie jest jakaś straszna choroba i żebym się nie martwił, ale ja wiedziałem, że tak tylko mi mówi, bo gdyby to była jakaś zwykła choroba, z której można się wyleczyć, nie ukrywałaby jej przede mną.
- Nie pozwalała ci bawić się z dziećmi? Dlatego, że mogły się od ciebie zarazić?
- Nie, nie. To było po to, żeby mnie ochronić, bo jakbym się bawił to mógłbym się za bardzo zmęczyć i to by mi zaszkodziło. To mogłoby być dla mnie okropnie złe. Dlatego nie miałem żadnego kolegi ani koleżanki. Tylko Dominikę. Z nią mogłem się bawić, bo była moją siostrą i nie mogła mi zaszkodzić. Dominika była bardzo dobra. Dzień, w którym wyjechała był najgorszym dniem w moim życiu.
Przyznaję, że trudno mi było uwierzyć własnym uszom. Jeszcze się nie zdarzyło, żeby Damian powiedział tyle słów naraz.
- Byłeś strasznie samotny - drążyła Nika.
- Ależ skąd. Miałem przecież mamę. Tak mi mówiła. Nie jesteś samotny, syneczku. Dopóki mamy siebie nawzajem niczego nie może nam zabraknąć.
- A ojciec?
- Tatuś był daleko. Dużo pracował, żeby niczego nam nie zabrakło.
- No dobrze! Wróćmy do choroby. Czym ona się objawiała.
- Nie objawiała się. Ona po prostu była we mnie. I nadal jest. Czasami się boję, że wreszcie się objawi. A ja nawet nie wiem, co wtedy ze mną się stanie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz