motto:

"Tutaj wszystko pochodzi z wnętrza. Musi się zacząć głęboko w środku, a potem rozrastać się i rozrastać. Wtedy naprawdę zachodzą zmiany."

David Lynch "W Pogoni Za Wielką Rybą"

wtorek, 24 maja 2016

NIC

- Ja go... ją tylko ostrzegłem - tłumaczy się Damian. - Potem długo szukałem dla niej kryjówki, ale nie mogłem znaleźć żadnego miejsca, które byłoby wystarczająco bezpieczne. W końcu zdecydowaliśmy, że najlepiej będzie, jeśli Nik... to znaczy Nisia wybierze ją sama, żebym nawet ja nie wiedział. Mieliśmy miejsce spotkań. Tam przynosiłem jedzenie i zabawki. Ale ostatnio, kiedy powstało całe to zamieszanie, doszliśmy do wniosku, że będzie bezpieczniej, jeśli przez kilka dni nie będziemy się widywać. Tego dnia, kiedy zostawiłem otwartą piwnicę, wyszedłem kuchennymi drzwiami i zaniosłem Nikowi większy zapas jedzenia. Żeby starczyło na jakiś czas. Tak więc nie wiem, gdzie on... to znaczy ona... gdzie teraz jest.

A więc to tak. Naprawdę nic się nie stało. Nie było żadnego porwania. Żadnej zbrodni. Żadnej krzywdy? A jeśli była, to cudza i do tego przed laty.
Czemu więc więc boli jak własna?
Tak, oczywiście. To wspaniale, że nic się nie stało.
Skąd więc cierpienie, skoro nikt nie zranił? Skąd strach, skoro nie ma zagrożenia? Skąd wstyd, taki palący, skoro to inni mają powód do wstydu?
Nasze wielkie dramaty rozlazły się po kościach i nic po nich nie zostało. Pustka w dłoni. Jakbyśmy śledzili wiatr. Jedyny ślad po tym wszystkim, czego nie było, to ból w kościach. Nie wiadomo skąd? Ot tak, zupełnie bez przyczyny. Bo przecież nic się nie stało.
Skąd więc dławienie w gardle, zupełnie jakby ktoś je zatkał?
Skąd ucisk w klatce piersiowej, zupełnie jakby ktoś ją związał, zostawiając tylko tyle luzu, by można było przeżyć, lecz za mało, by oddychać.
Skąd lęk, którego nigdy nie można schwytać?
Skąd te wszystkie podejrzenia?
Na co cały ten wysiłek, tyle miesięcy spędzonych na drobiazgowej analizie każdego szczegółu z życia małej Nisi i wszystkich osób, które miały z nią jakikolwiek kontakt, na rozkładaniu wszystkich tych szczegółów na elementy jeszcze drobniejsze, rozszczepianiu ich na atomy szczegółów, detale atomów i układanie niczym puzzli, które za nic nie chcą i zapewne nigdy nie będą do siebie pasować.
Na cholerę to śledztwo, skoro prowadzi do NICZEGO?
Tak... mamy za sobą kawał dobrej, nikomu nie potrzebnej roboty.
Cóż, zawsze mi mówili, że robię z igły widły, burza w szklance z pomyjami, a nic się nie stało, że wymyślam sobie problemy, żyć bez nich nie potrafię, wyolbrzymiam, że kto jak kto, ale ja to już na pewno nie mam powodów do narzekań.
Jeszcze do niedawna zdawało mi się, że brakuje jakiegoś elementu, że jeszcze czegoś nie wiemy, lecz kiedy dowiemy się, wszystko wreszcie stanie się jasne, wyJAŚNI się.
Dziś myślę, że wszystko zostało już zrobione. Może nawet więcej niż wszystko. A jeżeli nie wszystko, to doprawdy nie wiem, co jeszcze i w jaki sposób i czy jeszcze mi się chce.
I tylko szkoda, że tyle zachodu o NIC.
I to właśnie jest najgorsze. NIC, które najbardziej przeraża. Czy już zawsze NIC będzie wzbudzać niepokój? Jak uwolnić się cierpienia, które zostało przekazane niejako w czystej postaci, bez przyczyny, która je wywołała?
Jest ból, lecz nie ma rany.
Jest lęk, który przykleił się do pleców, więc nigdy nie można spojrzeć mu w twarz. Niepokój ulotny jak mgła. Niekonkretny jak wiatr, lecz przez to nie mniej bolesny.
Teraz rozumiem ten sen. Sen o zranionym psie. Ucieczka przed psem, z obawy, że jego cierpienie jest zaraźliwe, że nie sposób go udźwignąć, choć tak naprawdę nakarmienie psa i opatrzenie jego ran nie przekracza możliwości dorosłego człowieka i jest w stu procentach bezpieczne.
Lecz dziecko widzi to inaczej, czuje się rozpaczliwie bezradne.
Czy właśnie dlatego porzucamy psa, który mieszka w każdym z nas i tak bardzo pragnie naszej czułości?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz