motto:

"Tutaj wszystko pochodzi z wnętrza. Musi się zacząć głęboko w środku, a potem rozrastać się i rozrastać. Wtedy naprawdę zachodzą zmiany."

David Lynch "W Pogoni Za Wielką Rybą"

czwartek, 3 marca 2016

Malarskie zazen dla początkujących


 Wmojej biuro-sypialni pojawił się nowy mebel. Sztalugi. Do tego pudełko z farbami i kilka pięknie zagruntowanych, nieskazitelnie białych płócien. Malarstwo to moje lekarstwo na stres. Dlatego w dłuższą podróż zawsze zabieram podstawowy malarski zestaw. No ale wyjazd do X planowany był na kilka dni. Kto mógł przewidzieć?
Wygląda jednak na to, że nie mam innego wyjścia, jak się tu zadomowić.
No, chyba, że przyjedzie pierdolona Nika i mnie stąd wypierdoli.
Wracając do mojej antystresowej kuracji. Uprawiam, że tak się wyrażę, abstrakcyjny puentylizm. Bardzo polecam! Zapełniam przestrzeń milionami kolorowych, odpowiednio zestawionych kropek, które układają się w otwarte, abstrakcyjne kompozycje. Jeśli potrzebuję energetycznego kopa stosuję kolory dopełniające np. zieleń i czerwień – nic mnie tak nie spiduje, jak pulsujący rytm, który dzięki takim zestawieniom powstaje.
Gdy, wręcz przeciwnie, chcę się wyciszyć, maluję monochromatyczne kompozycje.
Najważniejszy - z mojego oczywiście punktu widzenia, bo przecież nie z punktu widzenia odbiorcy (swoich obrazów i tak nikomu nie pokazuję) - jest sam proces. Malując, liczę kolorowe punkciki od jednego do dziesięciu.
Potem od nowa.
I od nowa.
I od nowa...
Takie malarskie zazen dla początkujących. Tyle, że zamiast oddechów liczę kropki. Nie wiem, co prawda, czy taka „medytacja” pozwoli mi kiedykolwiek osiągnąć satori, ale na mały wewnętrzny odlocik zazwyczaj mogę liczyć!
Lubię też odloty w bardziej dosłownym znaczeniu. Moim kolejnym lekarstwem na stres są skoki ze spadochronem. Może to paradoks, ale właśnie w powietrzu, ponad wszystkimi zdarzeniami, w chłodnej (w sensie dosłownym i kolorystycznym) przestrzeni, najłatwiej doświadczam tego szczególnego przypływu ciepła - uczucia, które nazywam „stanem czerwieni”. Uwielbiam, gdy pulsująca czerwień wypełnia moje ciało. Ale jest to zbyt intymne doświadczenie, aby przeżywać je w tłumie. Zazwyczaj nawet dwie osoby to za dużo. W ogóle, chyba trudno przeżywać ten stan w kontakcie - przynajmniej dla mnie jest to trudne - może dlatego najłatwiej osiągam go wysoko, ponad światem.
Wyjątkiem jest seks. Seks niewątpliwie odbywa się w kontakcie i też daje kopa.
No, ale póki jestem w X mogę zapomnieć o skokach.
O seksie chyba też.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz